Kocie poplątanie z pomieszaniem, czyli otulacz ręcznie pikowany.
30 miesięcy. Dwa i pół roku! Tyle upłynęło od pierwszego cięcia do ostatniej nitki.
To zadziwiające, jak czasem trudno mi skończyć coś, czemu do finału brakuje dosłownie kilka szwów. Ciągle "coś".
To był mój trzeci rozpoczęty w życiu patchwork. Jak już kiedyś wspominałam, kwadraty zszywałam zanim wypracowałam sobie określone standardy pracy, w tym zszywanie na odlegość stopki. W efekcie trochę sobie na finiszu poprułam.
W dużym skrócie.
Gdy w końcu udało mi sie przysiąść okazało się, że prawie gotowy top muszę jeszcze z każdej strony powiększyć białymi pasami, a dodatkowo dodać do długości jeszcze kolorowe. No i te pasy kolorów obnażyły moją wcześniejszą "szwową" lekkomyślność ;-)
Trochę się nagłówkowałam zanim dotarłam do kanapkowania.
Do środka dałam cienki, biały polar.
Na tył wybrałam rewelacyjną, szeroką tkaninę z Craftfabric. I aż trudno uwierzyć, że podobiestwo wzorów dostrzegłam dopiero przy robieniu zdjęć :-)
Ostatecznie otulacz ma wymiar 180x150cm, zatem upchnięcie go pod 21cm ramieniem mojej maszyny raczej nie dodało mi skrzydeł. Odpuściłam i ponownie zmierzyłam się z pikowaniem ręcznym.
Tym razem porzuciłam linie proste i pozwoliłam "kotu" pobawić się kilkoma kłębuszkami muliny ;-) Do kociej zabawy wybrałam grafit, turkus, żółty i jasny odcień szarości. Kotek zamieszał kolorami, ładnie je poplątał i voila!
Z dystansu nie widać ich aż tak dokładnie, ale z bliska tworzą piękny efekt :-)
Przy zmianie kąta patrzenia (od dołu) jasne pikowanie jest lepiej widoczne.
Przyszedł czas na lamówkę, nad którą myślałam dość długo. Szukałam jej jeszcze dłużej.
Aż zupełnie przypadkiem, sama wepchnęła się przed oczy. Od spodu przyszyłam ją maszynowo, a od wierzchu ręcznie falami muliną.
W tym momencie mógłby być już koniec, ale...
Krytyczne moje oko uznało, że nijak do ręcznego wykończenia pasuje aplikacja naszyta ściegiem satynowym. Zaryzykowałam kolejne prucie. Po rozcięciu ściegu, jednym pociągnięciem głównej nitki sprułam wszystko. Poszło wyjątkowo gładko. Zbyt gładko!
Olśniło mnie, że tym jednym ruchem wciągnęłam te grafitowe nitki pod biały top! Musiałam rozpruć szwy na aplikacji, deliktatnie rozciąć tkaninę pod spodem i odklejać drobne niteczki od polaru!
Udało się... uff. Na koniec aplikację obszyłam kolorową muliną. Lekkie strzępki pasują do całości.
W tym momencie otulacz zyskał nowy status - pokutny ;-)
Technicznie, to tyle. Praktycznie i emocjonalnie jeszcze trochę zostało...
Otulacz od początku powstawał z myślą o mojej mamie i oprócz "pokutnego" ma też status "dziękczynny" ;-). Bo mam za co dziękować. A niestety nie zawsze potrafię to okazać.
Za pomoc, za cierpliwość, za wyrozumiałość, za rozsądek.
Za to, że moje dzieci świata poza nią nie widzą.
Za to, że jest, gdy tylko potrzebuję. Nawet w ostatniej chwili.
Za to, że jest mądrą Babcią, bo rozpieszcza moje dzieci swoją miłością, pełną obecnością, zabawą i granicami. No czasem je nagina jak to babcia ;-)
I mimo, że czasem nie zgadza się z moimi zasadami, koncepcją wychowania, czy decyzjami, to przyjmuje je do wiadomości. Nie krytykuje.
Wspiera wychowanie naszych dzieci zgodnie z naszym planem.
Słucha, gdy wyjaśniam powody mojego postępowania i jak ma uwagi, to przekazuje je na spokojnie. Nawet, gdy nadal się nie zgadzamy, szanuje moje... nasze zdanie.
Akceptuje to, że czasy i pokolenia zmieniły się.
Jest świadoma, że dziś my wiemy "inaczej" niż rodzice ponad 30 lat temu.
Wie, że mamy dostęp do informacji i ufa - podkreślam UFA! - że korzystamy z tych zasobów mądrze i rozsądnie.
Daje mi prawo do popełniania błędów.
Niestety, dziś nie do końca czuję, że ten quilt jest właśnie tym, co chciałam dla Niej przygotować. Zastanowię się jeszcze, co zrobię. Czas pokaże...
Pozdrawiam Was wszystkich, a szczególnie Córki, Mamy, Babcie, Teściowe :-)
Do następnego
Basia
ps. To 3 ukończony UFO'k z listy FAL2017 Q1. Mam jeszcze dwa prawie skończone. Nie wiem tylko, czy zdążę opublikować.
To był mój trzeci rozpoczęty w życiu patchwork. Jak już kiedyś wspominałam, kwadraty zszywałam zanim wypracowałam sobie określone standardy pracy, w tym zszywanie na odlegość stopki. W efekcie trochę sobie na finiszu poprułam.
W dużym skrócie.
Gdy w końcu udało mi sie przysiąść okazało się, że prawie gotowy top muszę jeszcze z każdej strony powiększyć białymi pasami, a dodatkowo dodać do długości jeszcze kolorowe. No i te pasy kolorów obnażyły moją wcześniejszą "szwową" lekkomyślność ;-)
Trochę się nagłówkowałam zanim dotarłam do kanapkowania.
Do środka dałam cienki, biały polar.
Na tył wybrałam rewelacyjną, szeroką tkaninę z Craftfabric. I aż trudno uwierzyć, że podobiestwo wzorów dostrzegłam dopiero przy robieniu zdjęć :-)
Ostatecznie otulacz ma wymiar 180x150cm, zatem upchnięcie go pod 21cm ramieniem mojej maszyny raczej nie dodało mi skrzydeł. Odpuściłam i ponownie zmierzyłam się z pikowaniem ręcznym.
Tym razem porzuciłam linie proste i pozwoliłam "kotu" pobawić się kilkoma kłębuszkami muliny ;-) Do kociej zabawy wybrałam grafit, turkus, żółty i jasny odcień szarości. Kotek zamieszał kolorami, ładnie je poplątał i voila!
Z dystansu nie widać ich aż tak dokładnie, ale z bliska tworzą piękny efekt :-)
Przy zmianie kąta patrzenia (od dołu) jasne pikowanie jest lepiej widoczne.
Przyszedł czas na lamówkę, nad którą myślałam dość długo. Szukałam jej jeszcze dłużej.
Aż zupełnie przypadkiem, sama wepchnęła się przed oczy. Od spodu przyszyłam ją maszynowo, a od wierzchu ręcznie falami muliną.
W tym momencie mógłby być już koniec, ale...
Krytyczne moje oko uznało, że nijak do ręcznego wykończenia pasuje aplikacja naszyta ściegiem satynowym. Zaryzykowałam kolejne prucie. Po rozcięciu ściegu, jednym pociągnięciem głównej nitki sprułam wszystko. Poszło wyjątkowo gładko. Zbyt gładko!
Olśniło mnie, że tym jednym ruchem wciągnęłam te grafitowe nitki pod biały top! Musiałam rozpruć szwy na aplikacji, deliktatnie rozciąć tkaninę pod spodem i odklejać drobne niteczki od polaru!
Udało się... uff. Na koniec aplikację obszyłam kolorową muliną. Lekkie strzępki pasują do całości.
W tym momencie otulacz zyskał nowy status - pokutny ;-)
Technicznie, to tyle. Praktycznie i emocjonalnie jeszcze trochę zostało...
Otulacz od początku powstawał z myślą o mojej mamie i oprócz "pokutnego" ma też status "dziękczynny" ;-). Bo mam za co dziękować. A niestety nie zawsze potrafię to okazać.
Za pomoc, za cierpliwość, za wyrozumiałość, za rozsądek.
Za to, że moje dzieci świata poza nią nie widzą.
Za to, że jest, gdy tylko potrzebuję. Nawet w ostatniej chwili.
Za to, że jest mądrą Babcią, bo rozpieszcza moje dzieci swoją miłością, pełną obecnością, zabawą i granicami. No czasem je nagina jak to babcia ;-)
I mimo, że czasem nie zgadza się z moimi zasadami, koncepcją wychowania, czy decyzjami, to przyjmuje je do wiadomości. Nie krytykuje.
Wspiera wychowanie naszych dzieci zgodnie z naszym planem.
Słucha, gdy wyjaśniam powody mojego postępowania i jak ma uwagi, to przekazuje je na spokojnie. Nawet, gdy nadal się nie zgadzamy, szanuje moje... nasze zdanie.
Akceptuje to, że czasy i pokolenia zmieniły się.
Jest świadoma, że dziś my wiemy "inaczej" niż rodzice ponad 30 lat temu.
Wie, że mamy dostęp do informacji i ufa - podkreślam UFA! - że korzystamy z tych zasobów mądrze i rozsądnie.
Daje mi prawo do popełniania błędów.
Niestety, dziś nie do końca czuję, że ten quilt jest właśnie tym, co chciałam dla Niej przygotować. Zastanowię się jeszcze, co zrobię. Czas pokaże...
Pozdrawiam Was wszystkich, a szczególnie Córki, Mamy, Babcie, Teściowe :-)
Do następnego
Basia
ps. To 3 ukończony UFO'k z listy FAL2017 Q1. Mam jeszcze dwa prawie skończone. Nie wiem tylko, czy zdążę opublikować.

Pięknie napisałaś o Mamie. A kocyk-otulacz zrobiony od serca, wiec najlepszy prezent na świecie.
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie Elu :-) Czasem trudno jest coś powiedzieć... czasem łatwiej napisać :-) Tak od serca, ale jakiś taki "wymęczony". Zobaczymy :-)
UsuńŻycze Ci byś szybko poczuła co dodać/zmienić by Mamie ten piękny prezent podarować! Taka Babcia i Mama to skarb! Ale na własne życzenie tyle roboty sobie dorobić to talent ;) ja też mam taki, czasem sobie dokładam więcej niż samo szycie całości by wymagało :D
OdpowiedzUsuńDziękuję Ula :-) Już właściwie nic nie będę z nim robić. To raczej kwestia - dać, czy nie dać? A może stworzyć coś "bardziej"? Coś, co będę bardziej czuła, że jest właściwe. Zagmatwane to, wiem :-) Babcia skarb, to prawda!
UsuńHehe, a taki talent to ja mam od dziecka ;-) Teraz właśnie wyszedł ponownie przy szyciu łuków w SALu u Gosi ;-)
Śliczny jest ten quilt! Niesamowicie dużo pracy w niego włożyłaś... Podziwiam szczerze za ręczne pikowanie, daje genialny efekt!
OdpowiedzUsuńCo do Mamy, to tak jak już dziewczyny wyżej napisały: taka Mama to Skarb!!! Zasługuje więc na coś wyjątkowego, a każda praca w którą człowiek wkłada serce i czas jest bezcenna, choć czasem nam trudno tak myśleć o swoich dziełach...
Bardzo dziękuje :-) Owszem, pracy dużo, choć jak napisałam, trochę na własne życzenie ;-) Ręczne pikowanie ma swój urok :-)
UsuńBasiu - poddaję się. Nigdy przenigdy nie prułabym już czegoś takiego. Zrobiłam to raz i wystarczy.
OdpowiedzUsuńBasiu, dać - oczywiście. Dajesz nie tylko rzecz, ale moc emocji wraz z nią. Myśli, uczucia, dobroć. Prezent dedykowany winien trafić do "Dedykanta" :) Przecież zawsze można kolejny uszytek wysnuć z myśli i serca :)
Gosiu, nie poddawaj się ;-) Wiesz, to może wynika po prostu z pewnego poziomu umięjętności. Po pierwsze warsztatu - u mnie on wciąż jest nie tak doskonały jak bym chciała. Po drugie - nieustającego samokrytycyzmu - z tym to już nawet nie dyzkujtuję ;-) Zobaczymy - będzie, co będzie :-)
UsuńBasiu ja też tak mam. Mam kilka zaczętych patchworków co najmniej od 4 lat, nie wiem czy je skończę.Patchwork jest śliczny. Nie wiem czy zdecydowałabym się na ręczne pikowanie. Mnie to nie wychodzi. Świetnie zgrałaś tył z przodem a i lamóweczka jest super. A co do babć to bardzo mądrą mamę masz na pewno się ucieszy z takiego prezentu.
OdpowiedzUsuńWandzia, skończ proszę :-) Ja mam taki jeden. Drugi z kolei. Ręcznie szyte heksy z bardzo kiepskich tkanim. Nie mam mocy, żeby skończyć coś, co rozleci się prawdopodobnie po pierwszym praniucy. Ale jeżeli Twoje prace mają cień szansy na to, że będą zadowalające, to szkoda ich :-) Dziękuję bardzo :-) A ręczne pikowanie wcale nie jest aż takie ciężkie, jak już wypracuje się technikę. Co najwyżej czasochłonne ;-)
UsuńTakiej Babci pozazdrościć, takiej Córki pozazdrościć,...niech ta dobra passa trwa.
OdpowiedzUsuńA quilt pikowany ręcznie...i to z przygodami...,no cóż chylę czoła!!
Babci na pewno, córki... cóż... Dzięki za "czółko", uznaję, że to za moje zawzięcie ;-)
UsuńPozdrówka :-)
Basiu, quilt jest naprawdę uroczy!
OdpowiedzUsuńWłożyłaś w niego mnóstwo pracy i serca, a Twoje przygody po drodze świadczą o tym, że chciałaś stworzyć idealny, spersonalizowany patchwork.
Udało Ci się w pełni i z dumą możesz go podarować Twojej wspaniałej Mamie :-)
Dziękuję Iwonko :-) Coś w tym jest, co piszesz. Niestety często trudno mi się zdystansować do moich prac. Muszę chyba mamie podlinkować Wasze komentarze na pewno ją to uskrzydli :-D
UsuńWspaniale jest obdarowywać szczególnie tych, co całe swoje serce oddają nie oczekując nic w zamian. Jestem pewna,że Twoja mama będzie zachwycona,Basiu. Nie ważne, że Twój prezent wymagał korekty. Jest piękny i dopracowany w każdym szczególe. A pomysł z pikowaniem zachwycający !!!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Gosiu i w pełni się z Tobą zgadzam. Największą przyjemność sprawia mi szycie "pod kogoś", wówczas zazwyczaj "czuję" tą pracę :-) Bardzo cieszę się, że tak spodobało Ci pikowanie :-) Otulacz dałam. Mama zadowolona. Przegania z niego koty i... Tatę, któremu też się bardzo spodobał ;-)
UsuńVery lovely quilt! Thank you for linking up on behalf of the 2017 global Finish-A-Long hosts.
OdpowiedzUsuńThank you :-)
UsuńAbsolutnie niezwykły! ❤❤❤
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :-)
Usuń