Kap, kap... podobno po każdej burzy w końcu wychodzi słońce...

Zbierało się na burzę... a właściwie huragan. To taki moment, w którym trzeba coś zrobić , żeby nie zmieść wszystkiego po drodze. Włóczyłam się po mieście ponad 3h. Antyradio grało jakby wyłącznie dla mnie. Przypomniałam sobie, że jeżdżenie tramwajem, zatopienie w muzyce, przyglądanie się ludziom i miastu pozwala mi złapać oddech, pobyć sama ze sobą. foto: Mozdyn Tego wieczoru wrocławski rynek był magiczny. Godzinę wpatrywałam się w dzieciaki biegające za gigantycznymi bańkami. Chłopiec w potarganych szortach, mała Cyganeczka i dziewczynka w różowej sukience niczym laleczka z porcelany. Wszystkie śmiały się i rozrabiały dokładnie tak samo. Nie miało znaczenia skąd pochodzą i dokąd wrócą. Bańki błyszczały kolorowym blaskiem, odbijając światła zabytkowych latarni. Szum fontanny konkurował z dźwiękiem skrzypiec ulicznych muzyków. Wszędzie przyjemny gwar, szum, stukot obcasów. Sałatka smakowała mi jak nigdy. Zimny "bursztyn" również ;-) Kolejną godzinę wpatryw